Powoli wdrażam się w życie w Dublinie i balansuję, chociaż przyznaję, że ciężko mi po pięknej pogodzie w Polsce przyzwyczaić się do wiatru i deszczu tutaj. W Toruniu wszędzie blisko i tanio. Tu wszędzie daleko, drogo i jakby pod górkę, ale od początku:
- Dawno temu zastanawiałam się gdzie w Dublinie mają dobre “avocado toasty”, i nawet znalazłam stronkę z listą link i w końcu udało mi się spróbować jednego z nich w BALFES w Westburry Hotel:
- Osobiście jadłam lepsze chociażby w Dundrum Shopping w Douglas and Kaldi:
- Odkryłam też ostatnio w Beacon jedną z kafejek, w której spędziłam miło czas zeszłego lata, też w sierpniu, tyle, że w Mount Merrion, zaraz naprzeciw placu zabaw i tam też się przymierzam do “avocado toasta”, tymczasem były tylko parmezan z bazil mayo frytki:
2. W Polsce nie miałam zbytnio czasu, czy może raczej okazji pomyśleć o sobie, więc pomyślałam już tu, na miejscu w Dublinie:
3. A umożliwił mi te powyższe przyjemności “summer camp” w Imaginosity:
4. Przy okazji letniego obozu wypracowałyśmy sobie dwa nowe nawyki:
- pierwszy to poranne wstawanie,
- drugi to cytrynowe mufinki w kawiarni pod Imaginosity:
5. Od kiedy wróciłyśmy z Polski moje dziecko marzyło o tym, żeby przejechać się piętrusem i pociągiem. Dziś, prawie przy weekendzie jej dziecięco-wakacyjne marzenie się spełniło:
Ps. Śmierć osoby bliskiej to duży stres dla organizmu, więc wybaczcie mi te monotematyczność. Pamiętam, że kiedy zmarł mój ojciec, jeszcze tego samego miesiąca wybrałyśmy się z mamą do fryzjera i kosmetyczki. Tym razem zrobiłam to sama.
Tymczasem nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Wam miłego, przyjemnego weekendu!
Welcome back Natalia:-)))
Dzięki Kochana! 😉