Każdy z nas ostatnio został wrzucony w inne okoliczności. Moje (jak już wcześniej wspominałam) nie zmieniły się na gorsze. Co więcej, córka ma w domu dwoje rodziców, a ja mam ojca za ścianą, czyli w razie potrzeby mogę poprosić o tzw. zmianę, ale… są tacy rodzice, którzy muszą pracować oboje, są tacy, którzy mają dwójkę dzieci, są tacy, którzy mają jedno oraz tacy, co szukają pracy, bo właśnie ją stracili, albo na krótko przed wirusem.
Tymczasem wiosna w pełnym rozkwicie, czas leci, a u nas w ostatnim tygodniu:
- “Święta, święta i po świętach”, jak to zawsze lubię mawiać “po”, dlatego w jakichkolwiek świętach lubię właśnie przygotowania do nich. Rok temu byliśmy w Hiszpanii, dwa lata temu miałam gościa, trzy lata temu wyruszyliśmy z małym dzieckiem gdzieś na Irlandzką wieś, a w tym roku siedzieliśmy w domu i też było dobrze. Na świątecznym stole oprócz jajek na twardo z majonezem wylądował sernik ze wszystkich orzechów i daktyli jakie znalazłam w domu. Mieliśmy chwilowy kryzys z mąką na świąteczną babkę, czy mazurka, a przedświąteczne, kilometrowe kolejki w 2 metrowych odstępach nie nastrajały do jej kupna, vegan seernik zatem zagościł w Wielkanocny poranek:
2. Zajączek.
Jako dziecko pamiętam howanego zająca u cioci, rodzice raczej nie howali koszyczka. Teraz jako rodzic dochodzę do wniosku, że największy “fun” jest w szukaniu go, a nie tym co jest w środku.
3. Przeklinam węglowodany, bo o ile każdego wieczoru mówię sobie “no more” ryż, makaron, czy chleb. Tak każdego ranka, a właściwie ok godziny 12-tej trzęsie mnie by wtrząsnąć sobie jakiś gluten, ale fakt faktem dzięki kwarantannie moja kuchnia też przeżywa odrodzenie link do ostatniego dania:
3. Kwiecień to też miesiąc naszego otwartego sezonu balkonowego. Ps. Dobrze, że go mamy ;-):
4. Edukacyjnie dziś mam aplikację do nauki muzyki dla właścicieli nośników Apple i grę do nauki czytania:
5. A ku pokrzepieniu serc wysyłam Wam filmik z Green Canoe: