Ale ten czas zapieprza. Jeszcze niedawno martwiłam się co ja takiego zrobię z mrocznym listopadem, a tymczasem grudzień już zagląda z kalendarza.
U nas niestety ostatnio choroba i to dość poważnie, bowiem nikt nie chciał przyjąć dziecka po 40 stopniowej gorączce. Recepcjonistka naszej lekarki kazała czekać i robić testy na Covida. Druga jak usłyszała ból gardła, problemy z oddychaniem i wysoka gorączka od razu odesłała dalej. Trzecia miała problem z rejestracją nowych pacjentów. Na szczęście przypomnieliśmy sobie z mężem, że mamy ubezpieczenie zdrowotne i teraz już wiem po co płacę tam składki. Primo mają swoją “ekspress klinikę”, secundo przyjęli w 10/15 minut, a nie kilka godzin jak by to było w szpitalu dziecięcym, tettrio zapłaciłam mniej niż zapłaciłabym u swojej lekarki (którą oczywiście zmieniam, bo jakoś nigdy jej nie ma, kiedy jest potrzebna:
2. Zrobiło się zimno i zaopatrzyłam się w ciepłą kurtkę, w której czuję się świątecznie i wyróżniona, bo ludzie zatrzymują mnie na ulicy i pytają, gdzie ją kupiłam, bo wygląda na ciepłą, albo facet mówi do babeczki :
“A może taką kurtkę byś chciała?” -“Lovely” – odpowiada pani:
3. Na początku mile spędzałyśmy czas chorowania przy szyciu, czytaniu i kolorowaniu nowej serii “Mr. Men”, potem już było gorzej i mało zabawnie:
4. Rok temu przykuła moją uwagę czerwona świąteczna książeczka komika Bena Millera “Diary of Christmas Elf”, ale ostatecznie zdecydowałam się na “Clarise Bean Think like Elf”. W tym roku kolejna edycja tego autora “Secret of Christmas Elf”, okazuje się, że ma on sporo książek w swoim dorobku:
5. Dla mnie listopad to ponury, zimny miesiąc w którym piję hektolitry przeróżnych gorących napojów: herbaty, gorącej czekolady, grzanego wina, piwa, cidera, hot whisky do kawy dodaję imbirowy syrop, otulam się kocem i czekam grudnia. Chociaż ostatnio zrozumiałam dlaczego świąteczna gorączka zaczyna się już po Halloweenie, w sklepach nie da się przejść w tzw. Black Weekend: