No i zaczęło się lato pełną parą. Pamiętam jak rok temu eksplorowałyśmy parki i place zabaw. W tym roku jest już przedszkole, a z przedszkola droga daleka, także energii zostaje mniej. Rzecz jasna mojej energii, bo córka nie ma nic przeciwko biegania po kałużach i deszczu.
Ale do rzeczy:
- W ostatni weekend wpadło trochę kalorii i to do tego stopnia, że weekend zakończył się dodatkowym kilogramem czy dwoma, tu i ówdzie do tego stopnia, że naszła mnie refleksja:
“Jak to jest, że od poniedziałku do piątku uważamy na siebie, a potem Bach weekend i wpada dodatkowy kilogram, a potem znów to samo. Wracamy do formy i znów nadchodzi weekend” – też tak macie?
- A co do miejsc to padło na NANDO’S i przepyszny kurczakowy luch z psiapsiółami i winem:
- Jeśli chodzi o brownie to odsyłam do przepisu tutaj:
- W weekendy świetnie sprawdzają się też u nas deski, czyli “leftovers”, w pozytywnym wydaniu nazywane “czym chata bogata”:
- Kolejna sałatka do kolekcji z malinami tym razem:
2. A propos dodatkowych kalorii i miejsc to w końcu udało nam się dotrzeć w tym sezonie do Marlay Parku, a tam pan smażył przepyszne, świeże churros i nie mogłam się oprzeć, polecam:
3. Jednym z oznak lata u mnie jest pedicure:
- No i nie ma lata bez lodów:
- I niebieskiego nieba, które niestety mimo wysokich w miarę temperatur zniknęło w tygodniu:
4. Z książek poleca się seria z wydawnictwa Usborne pt. “Step by step. How to draw”. W zeszłym roku uratowała mi twarz podczas kredowego sezonu, w tym roku przychodzi mi z pomocą, przy rysowaniu zwierząt 😉
5. Film na długi czerwcowy pierwszy weekend to…”Roma”, widziałyście/liście?