Kiedy moja córka pyta się mnie jakie były moje październiki z przykrością stwierdzam, że… nie pamiętam.
-Czy zbierałaś kasztany? – pyta.
-Tak zbierałam kasztany, żołędzie i jeszcze robiłam z nich ludziki.
– Czy przebierałaś się za wiedźmę?
-Nie, mama wciskała mnie w strój królewny na klasowe bale.
– A Halloween? Miałaś Halloween?
-Nie miałam.
Pamiętam gorączkę kupowania i okładania zeszytów oraz książek pod koniec sierpnia na równi z wekowaniem smaków lata. Pamiętam wyprawy na grzyby, ich obieranie, krojenie, nawlekanie i suszenie na kaloryferach. Pamiętam skrzynie jabłek na balkonie, a potem…nagle robił się 1 listopada wypad na cmentarz, zjazd rodzinny i koniecznie ciepły bigos (na tych grzybach prawdopodobnie)po spotkaniu na cmentarzu. A co u nas:
- Przerabiamy już trzecią szkołę baletową:
2. Poszukujemy nowych autorów:
3. Slow Mummy zaangażowała się w projekt malowania przestrzeni dla dzieci w szkole po spotkaniu rodziców, gdzie okazało się, że jest farba, ale nie ma komu malować. Panowie się rozeszli, zostały tylko kobiety w ciąży i te 150 wzrostu:
4. Kulinarnie to wypróbowałam nowego sposobu na ziemniaki:
5. Nadal w klimatach halloweenowych, choć mam nadzieję, że uda nam się uciec od nich na 10 dni: