Tydzień 12 roku Pańskiego upłynął nam we Florencji, według mnie najpiękniejszym mieście włoskim, jakie widziałam. Z Tel-Avivu polecieliśmy do Rzymu i stamtąd szybką koleją prosto do miasta renesansu i do naszego “florenckiego mieszkanka”, link urządzonego ze smakiem i mieszanką stylu skandynawskiego z florenckim 😉
Samo miasto jest piękne i jest co w nim oglądać. Sugerowałam się przewodnikiem oraz postem
“Florencja: jak zwiedzać najpiękniejsze miasto Włoch”, link
Nie ukrywam, że Włochy to dla mnie też podróż kulinarna, czyli dobre wino w towarzystwie makaronu, pizzy, czy po prostu zwykłej sałatki z pomidora, które widziało słońce, a liście bazylii są wielkości szpinaku
Nie będę ukrywać też mojego zawiedzenia, bowiem tak samo jak w Dublinie padał śnieg, tak w Toskanii trafiliśmy na paskudną pogodę z deszczem i tak całe marzenie do powtórki. Czekałam na tę chwilę przez 20 lat i…nie wyszło ;-(
Reasumując:
- Jeśli wybieracie się do Rzymu latem, to bądźcie gotowi na utratę wózka, bowiem taksówkarz powiedział nam, że w porze letniej jest tak “busy”, że wózki dziecięce giną ;-/ Nam długo zajęło odnalezienie odpowiedniej taśmy.
- Nie dajcie się namówić taksówkowym naganiaczom zaraz po wyjściu z samolotu. Przed lotniskiem stoją legalne, białe taksówki. Myślałam, że narobię w portki, jak przypakowany facet otworzył przede mną czarnego vana z ciemnymi szybami, na prywatnym parkingu. Dobrze, że miałam na tyle odwagi, by mu powiedzieć, że nie ma opcji, że wsiądę do jego auta 😉
- Jest też jedno ale… Bardzo często toalety były “koedukacyjne”, czyli zarówno dla panów i pań ta sama porcelanowa dziura w ziemi. Bez obrazy i dyskryminacji Panowie, ale uważam, że płeć piękna powinna siusiać odzielnie 😉