W czwartym tygodniu kwarantanny zaczynają mi się nasuwać refleksje i ustawiają mi się priorytety dotyczące moich konsumenckich wyborów i tego co tak naprawdę potrzebuję, a czego nie. Myślę sobie o produktach, które do tej pory kupowałam i czy potrafię się bez nich obyć i jak się mają firmy, które je sprzedają (np. smarując sobie twarz kremem zastanawiam się jak się ma i będzie miała nasza polska drogeria w Dublinie).
A tymczasem w ostatnim tygodniu:
- Poprawiła się pogoda i sezon balkonowy uważam za otwarty:
2. Jedną z rzeczy, która wydawała mi się wcześniej zbędna to nasze dzienne spacery uważności: bubble, liczenie mrówek, wąchanie kwiatków, słuchanie ptaszków, czy pierwsze próby wspinania się po drzewach, czy kamieniach:
3. Kulinarnie wspinam się na wyżyny i tak jak pierwszą rzeczą, która się nam skończyła to był chleb i okazuje się, że można się bez niego obyć, a stale zalegająca w lodówce marchewka nie jest wcale taka straszna. Podpieram się książką kulinarną swojej ulubionej autorki bloga The forest feast, link:
4. Jedną z rzeczy, której mojej córce bardzo brakuje to muzyka, bowiem oprócz szkoły muzycznej (którą uwielbiała, miała dużo zajęć rytmiczno-muzycznych w przedszkolu) i dlatego postanowiłam sporządzić naszą “playlistę”:
- Music with Lindsey:
- Super Simple Songs, link:
- The singing Walrus, link:
- Genevieve Jereb, link:
- Sci Show Kids, link:
5. Program do nauki czytania nie przyjął się niestety u nas, ale może którejś z Was się przyda:
Tymczasem nie pozostaje mi nic innego jak życzyć Wam: Radosnych Wesołych Świąt Wielkanocnych!
Ps. Zdjęcie główne zciągnięte z netu i za cholerę nie pamiętam źródła, ale jest tak piękno wiosennie świąteczne;-)