Rok temu w październiku otworzyła się dla mnie puszka Pandory: Lucy zawieszona w przedszkolu za nieposłuszeństwo, tata nie mógł znaleźć pracy przez 7.5 miesiąca, a z mieszkania dostaliśmy list, że trzeba się wyprowadzić. Długo zajęło nam wychodzenie na prostą, ale w tym roku mogę cieszyć się październikiem:
- W sobotę spotkanie na dobrej herbatce w Westbury z psiapsiółą było jak ukojenie:
2. Weekend upłynął nam jak zwykle na jedzeniu i gotowaniu, połowy zdjęć nie ma, ale uśmiechnęłam się do zamrażalnika klopsiki w sosie pomidorowym z Kwestii Smaku link zostały poporcjowane i zamrożone, podobnie z cytrynowymi mufinkami link, którymi się raczyłam przez cały tydzień:
3. Staramy się też korzystać ile można z pięknej październikowej pogody zarówno dalej, jak i bliżej:
4. Jednak coraz częściej pojawiają się zabawy w domu:
- Wycinanki:
- Lekarz:
- Z książek
5. Ja sama wróciłam w te jesienne wieczory do swojego ulubionego Kołcza Majka i oglądam:
Tymczasem zbliża się Helloween wielkimi krokami i mimo, iż jestem przeciwna, by to Święto obchodzić (po prostu go nie czuję) to niestety moja 4 latka jest tak podniecona na samą myśl i życzy od czasu do czasu “Happy Helloween”!;-)
Czas pomyśleć o kostiumach, chociaż z mojej perspektywy (minimalistki) kupowanie czegoś co zajmuje przestrzeń w domu i zostanie użyte tylko raz to zwykła głupota i strata pieniędzy. Tak, jak rozmawiałyśmy w sobotę z psiapsiółą można wydawać pieniądze i można je po prostu marnotrawić i takie jest właśnie dla mnie kupowanie kostiumów, ale samo Helloween może być zabawnie spędzonym czasem z dzieckiem, więc “Why not?” jak mawiał mój Śp. Prof. od logiki 😉