Marzec był miesiącem kiedy spędziliśmy w podróży.
Trzy kraje: Cypr, Izrael i Włochy. W listopadzie czas na fotorelację w Włoch.
Dlaczego tak późno? Bo padało, padało i jeszcze raz padało i nie miałam się czym pochwalić, ale czas leczy rany i teraz już mogę 😉
Zacznę od pierwszego zdjęcia w kompie: jak bardzo mnie zdziwiło, że Włosi jedzą na śniadanie crossointa i kawę.
Początkowo mój mąż zaproponował mi Rzym, ale oboje stwierdziliśmy, że Florencja jest lepszym wyborem
I rzeczywiście była, tyle, że dziecko trzeba było łapać dość często 😉
Czasem łapał tata…
To zdjęcie przypomina mi wszystko odnośnie Renesansu
No i jak już wyżej wspomniałam lało, lało i lało
Ale mojej córce wcale to nie przeszkadzało 😉
Nie pamiętam jak nazywała się ta restauracja, ale była naszym zbawieniem:
Nadszedł dzień moich marzeń – Toskania i wszystko by było ok gdyby nie…pogoda 😉
która oczywiście przypadła do gustu Lucy
Ciągle trzeba było się chować po kawiarniach na “coś ciepłego”
Krótka radość, kiedy się przejaśniło 😉
Kiedy teść zapytał się, jakie są nasze oczekiwania co do Toskani, czyli innymi słowy co chcemy zwiedzać. Odpowiedziałam – Chianti, ale testowanie win z dzieckiem to też nie najlepszy pomysł 😉
Bo znów trzeba było ją łapać 😉
Na drugi dzień wyszło słońce i pojechaliśmy do lokalnego parku
No i oczywiście jedzenie i wino było przepyszne, niezależnie od tego gdzie poszliśmy 😉
Poniżej zdjęcie z pizzeri obok parku.