Marzec był miesiącem kiedy spędziliśmy w podróży.
Trzy kraje: Cypr, Izrael i Włochy. W listopadzie czas na fotorelację w Włoch.
Dlaczego tak późno? Bo padało, padało i jeszcze raz padało i nie miałam się czym pochwalić, ale czas leczy rany i teraz już mogę
Zacznę od pierwszego zdjęcia w kompie: jak bardzo mnie zdziwiło, że Włosi jedzą na śniadanie crossointa i kawę.
Początkowo mój mąż zaproponował mi Rzym, ale oboje stwierdziliśmy, że Florencja jest lepszym wyborem
I rzeczywiście była, tyle, że dziecko trzeba było łapać dość często
Czasem łapał tata…
To zdjęcie przypomina mi wszystko odnośnie Renesansu
No i jak już wyżej wspomniałam lało, lało i lało
Ale mojej córce wcale to nie przeszkadzało
Nie pamiętam jak nazywała się ta restauracja, ale była naszym zbawieniem:
Nadszedł dzień moich marzeń – Toskania i wszystko by było ok gdyby nie…pogoda
która oczywiście przypadła do gustu Lucy
Ciągle trzeba było się chować po kawiarniach na “coś ciepłego”
Krótka radość, kiedy się przejaśniło
Kiedy teść zapytał się, jakie są nasze oczekiwania co do Toskani, czyli innymi słowy co chcemy zwiedzać. Odpowiedziałam – Chianti, ale testowanie win z dzieckiem to też nie najlepszy pomysł
Bo znów trzeba było ją łapać
Na drugi dzień wyszło słońce i pojechaliśmy do lokalnego parku
No i oczywiście jedzenie i wino było przepyszne, niezależnie od tego gdzie poszliśmy
Poniżej zdjęcie z pizzeri obok parku.