Jeszcze rok 2018 się nie skończył, ba jeszcze listopad się nie skończył, a ja już robię tzw. podsumowanie. Dlaczego? Bo taką mam wewnętrzną potrzebę, grudzień szybko zleci i zanim się obejrzymy będzie już Nowy Rok. Jakie mam przemyślenia? Minimalistyczne, że mimo swoich ograniczeń nadal konsumuję za dużo.
Syn koleżanki zapytany co chciałby na Święta Bożego Narodzenia odpowiedział:
Żeby oceany nie były takie zanieczyszczone.
Osobiście to w 2018:
- Udało mi się odstawić pampersy, ale co z tego jak używałam ich przez 3 lata, a będą rozkładać się przez następne 300-ta. Ciuchy, niby nie kupuję, a jednak gdybym miała podsumować rok, to wylądował w mojej szafie co najmniej 1 ciuch miesięcznie. ( dwa staniki: biały, czarny, 3 białe koszulki, 4 szare sweterki, 2 pary spodni, legginsy i kilka ciepłych skarpet, płaszcz, na szczęście buty pamiętają jeszcze zeszły październik) Niby mało, ale można by jeszcze mniej.
- Kosmetyki. Niby nie używam, a używam. Dezodorant w kamieniu był odkryciem, który używałam prawie przez rok, ostatnio zamieniłam go na spray, ale chyba wrócę do kamienia (na dłużej starcza). Udało mi się przestać używać płynu do higieny intymnej oraz żel pod prysznic zastąpić zwykłym mydłem.
- Jedzenie: tu poległam. Nadal dużo przewija się przez nasz śmietnik plastiku, chociaż nie kupuję już słomek.
- Zabawki: za każdym razem kiedy zaciąga mnie córka do zabawkowego myślę o tym, że to plastik i to plastik, że fajne te “little people”, ale to też plastik i wychodzimy ze sklepu z pustymi rękoma. Czuję, że trochę winna, że ograbiam córkę z dzieciństwa, ale przed oczami mam też ten syf na oceanach.
2018:
Styczeń: Styczeń z tego co pamiętam zaczął się dla nas optymistycznie.
Luty: To miesiąc, w którym obchodzę urodziny 2018, był rokiem szczególnym bo skończyłam równą 40-stkę. Od tak po prostu obudziłam się i stwierdziłam, że życia szkoda na pierdoły.
Marzec: Marzec spędziliśmy w rozjazdach. Najpierw krótki pobyt na sympatycznym Cyprze, potem Tel-Aviv i na końcu Włochy
Kwiecień: W kwietniu pamiętam, że wyczekiwałam słońca, a jak już się pojawiło to oszalałam i wstawałam ze wschodem, by kłaść się z zachodem
Maj/Czerwiec/Lipiec/Sierpień: lato spędziliśmy cudne: pogoda dopisała, tata nie pracował, więc mieliśmy wszyscy czas dla siebie. Na niepospieszne śniadania i poranki, na wycieczki po dublińskich parkach i placach zabaw.
Wrzesień: Długo wyczekiwany przeze mnie miesiąc (przez rok szukałam przedszkola, a drugi na niego czekałam), kiedy moja córka zaczęła nowy etap w życiu przedszkole.
Październik: ten miesiąc to było jakieś fatum. Najpierw wypowiedzieli mi córkę z przedszkola, na które tak długo czekałam. Doszukiwanie się Aspergera. Zdiagnozowanie przerośniętego migdałka i niedosłuch w związku z tym. Wizyta w Polsce (bardzo trudna zresztą) i wypowiedzeniem z mieszkania.
Listopad: zawiało optymizmem: tata znalazł pracę, ale na salony zawitała ospa wietrzna.
Grudzień: Przygotowanie do Świąt w trybie minimalistycznym i poszukiwanie mieszkania oraz przedszkola.