Właściwie ostatni tydzień nie należał do najlepszych. Najpierw zjechała mi przyjaciółka, po 12 latach. W weekend rozchorowało mi się dziecko. W poniedziałek godzinę przed interview mojego męża zadzwonili, że jednak mają bardziej odpowiedniego kandytata, a on bidak dostał deprechy i nie mógł spać w nocy. Na drugi dzień, lekarka stwierdziła, że kaszel mojej córki może mieć podłoże astmatyczne, a ja…
a ja sama jestem sztucznie stymulowana hormonami, które mnie rozwalają emocjonalnie i dziś rozpłakałam się na środku placu zabaw w St. Greenie. Jak widać, nie zawsze jest super z lampką wina, steakiem, czy do śmiechu. Czasem czuję się jak beznadziejna matka ;-(.
Jednego dnia jestem zadowolona, że zrobiłam zajebisty obiad, link którym się zajadali, aż się uszy trzęsły:
a innego zalewam się bezradnie łzami, aż mąż przynosi mi wypasioną czekoladową tartę:
2. Z nowych miejsc to udało mi się w końcu dotrzeć do placu zabaw na Cork Street, w Weaver Park, ale to miejsce akurat nie kojarzy mi się najlepiej, bo tu właśnie nie mogłam opanować swojej 3 latki, która ambitnie chciała zjeżdżać tam, gdzie zjeżdżały inne dzieci, czyli najwyżej, ale za każdym razem oczekiwała mojej pomocy:
3. Ponadto dotarło do mnie, że czas najwyższy zabrać się na odpieluchowanie. Dobrze, że powstał post, link, a ja osobiście wspieram się bajkami i książką, ale muszę przyznać, że nijak nam to wychodzi, a przedszkole tuż tuż:
4. Z racji tej, że moja córka nie miała ochoty na wychodzenie z domu przez ostatni weekend odkryłam,
że nie muszę, jej czytać bajek po raz któryś, z rzędu, bo są na youtubie i stworzyłam naszą listę, link:
5. No i oczywiście biznes roku z Mothercare, czyli 10 puzzli w jednym pudełku za jedyne 13.99: