No i mamy słońce w Dublinie, a co ważniejsze niebieskie niebo i światło. Doszło do tego, że budzę się o 4 nad ranem i czekam na wschód słońca obiecując sobie, że spędzę te 12/13 godzin słonecznego dnia na zewnątrz i tak też zrobiłam. Co prawda padła mi komórka i nie mogę pokazać Wam wielu miejsc, ale zawsze mogę o nich wspomnieć 😉
- Po pierwsze ostatni tydzień upłynął nam pt. zepsutego wózka 😉 Tak, tak, wózek, który kupiliśmy i który Wam polecałam (zresztą polecam go nadal) link uległ zniszczeni i to do tego stopnia, że nie da się już go używać. Kiedy zadzwoniłam do męża z info, że “chyba zepsułam wózek”, usłyszałam:
– Nie przejmuj się, takie rzeczy się naprawia.
Po czym, kiedy wrócił do domu pytał się mnie jak to się stało, że framuga wózka z dożywotnią gwarancją złamała się wpół 😉
Skoro się złamał to się złamał i stwierdziłam, że damy radę bez, że moja prawie 3-letnia córka da sobie radę bez niego. Nic bardziej mylnego. Nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo była do niego przywiązana.
Następnego dnia zaproponowałam spacer bez wózka, niestety nie chciała iść krzycząc i spazmując, że “chce buggy”.
Na drugi dzień byłam już mądrzejsza, schowałam zepsuty wózek i wyciągnęłam “smart trika” (według zasady montesorri, co z oczu to z serca) o którym już kiedyś wspominałam link – dalej nie chciała spacerować.
W między czasie zadzwoniła do mnie pielęgniarka środowiskowa na assesment 3 latki i dotarło do mnie (bez zdmuchiwania świeczek na urodzinowym torcie), że moja córka ma prawie 3, a nie 2 lata.
Zmieniłam zabawki (inspirowana link), wyciągnęłam wszystkie kredki jakie miałam w domu, klej, kolorowe papiery i… stała się magia. Moje dziecko uwielbia kleić, a jej wyobraźnia nie ma końca. Zaczęła od słońca, z promieni słonecznych zrobiła łodygi tulipanów, a od tulipanów odpłynęła w świat motyli. Dotarło do mnie, że jej umysł jest już w zupełnie innym miejscu i jeśli chcesz odciągnąć swojego malucha od komputera po prostu daj mu/jej klej w sztyfcie. Co prawda nożyczkami jeszcze nie potrafi się posługiwać, ale jej wyobraźni tworzy cuda:
2. W ramach dobroci dla siebie wybrałam się w sezonie otwartych stóp do pedikirzystki Agaty Bełkot, znacie? To fantastyczna dziewczyna, która jako jedna z niewielu wykonuje “pedicure frezarkowy”, którego osobiście jestem fanką, nie mam fotek, bo właśnie padła mi bateria w telefonie, ale osobiście POLECAM!
3. Z książek dostarczył mi kurier Michała Wawrzyniaka “Nie interesuje mnie bycie zwykłym człowiekiem”
4. Z miejsc w Dublinie spróbowaliśmy tarasu w restauracji Di Luca, cudne, słodkie miejsce z jeszcze milszą obsługą i pysznym żarciem i znów padła mi komórka, więc nie mogę wrzucić zdjęcia, ale za to wrzucę fotkę z dzisiejszej Tribeki, którą też polecam. Niektórzy chodzą tam li i wyłącznie na “wingsy”, my wybraliśmy coś z lunch special:
5. A czekolada na moim profilu z instagrama okazuje się być rezultatem hormonów, które przyjmuję w związku ze staraniem się o rodzeństwa dla mojej córki. Normalny człowiek, by tyle nie jadł 😉
Tymczasem spieszę na spotkanie i przypominam Wam wpis z zeszłego roku co robić wiosną w Dublinie.