11 tydzień upłynął mi w Tel-Avivie, gdzie jestem po raz n-ty i muszę powiedzieć, że za każdym razem odkrywam to miasto inaczej, w tym roku ze skupieniem na plażę, bo co jak co, ale plaża to w Tel- Avivie jest piękna;-)
- Plaża
2. Jedzenie. O jedzeniu pisałam już wcześniej,link ale nadal śmiem twierdzić, że stołowanie się w tym mieście to jedna z lepszych uczt dla smakoszy różnorodność połączona z oryginalnością. W tym roku postawiliśmy na prostotę i próbujemy hummusu za 2.5 euro z supermarketu i ogórków piklowanych 😉
3. W tym roku mile zaskoczyły mnie place zabaw, urządzone z głową i fantazją 😉
Znajomy mówi, że skoro większość czasu dzieci spędzają na zewnątrz, to rząd/urząd miasta się postarał już o dobre dofinansowanie placy.
Podsumowując:
Ktoś kiedyś powiedział mi, że jeśli chcesz zamieszkać w danym miejscu to odwiedź najpierw to miejsce z 10 razy, a jeżeli po tym czasie nadal chcesz tam wracać to po prostu tam zamieszkaj. Jestem tutaj po raz 5 w życiu i tak:
- Na początku zatrzymywaliśmy się w hotelach, które są tu strasznie drogie. Osobiście mogę Wam polecić lokalną sieć hoteli LEONARDO
- Potem zaczęliśmy wynajmować mieszkania na airbnb najpierw blisko morza malutkie mieszkanko (niestety było wynajęte na czas naszego pobytu)
- Tym razem większe mieszkanie (Lucy może pobiegać), ale za to z mrówkami w ścianach budynku i jak tylko się zorientowaliśmy się howamy do lodówki dosłownie wszystko.
- Tel-Aviv jest bardzo aktywnie żyjącym i tętniącym miastem, co czasem jest nie po myśli “Slow mummy”;-)
- Zazwyczaj przyjeżdżaliśmy tu zimą, ale muszę przyznać, że marzec to tutejsza pora kwitnienia (polski maj) i jest rzeczywiście przyjemnie (ok 20 stopni).
- No i jeszcze raz plus za piękną plażę i przepyszne jedzenie 😉