Tydzień 7 roku pańskiego 2018 był raczej tygodniem urodzinowym.
- Najpierw długo wyczekiwana i zabukowana herbatka popołudniowa z psiapsiółami:
A po niej koktajle 😉
2. Niedziela upłynęła mi na refleksji “co to będzie?” i przypomniały mi się czasy dziedziństwa, kiedy mama co weekend piekła ciasta, a dzień przed urodzinami zawsze pytała się “Co na jutro do kawki?”
W moim przypadku było to sprawdzone ciasto marchewkowe od Kwestia Smaku, link bez ananasa i orzechów, a polewa to cukier puder i sok z limonki + odrobina wody (zamiast śmietany) 😉
3. Na drugi dzień obudziałam się i stwierdziłam, że szkoda życia na pierdoły, czyli min. przejmowanie się numerkiem na liczniku, w kalendarzu, czy świeczce, czy baloniku 😉 Pieprzyć to! I jak napisał mi rano kuzyn kardiolog w porannych życzeniach: “liczy się stan silnika, a nie numerek na liczniku”. PRAWDA!
4. Podążając dalej ze stwierdzeniem, że szkoda życia na pierdoły. Stwierdziłam, że od teraz ze stylu “beggar”, przechodzę na COS, “beggar deluxe” dla niewtajemniczonych jest to marka, którą uwielbiam nosić, ale zawsze uważałam ją za drogą. Ostatnio stwierdziłam, że wszystkie ciuchy jak kupuję są złej jakości (nawet ZARA, w której ubierałam się przez ostatnią dekadę)
5. Z miejsc w Dublinie polecę mam Salamankę, gdzie w porze lunchu, za 12 euro można zjeść dwudaniowy obiad 😉 (lub jednodaniowy z lampką wina)
A kontynuując misję Oskary obejrzeliśmy film “The darkest hour”
Osobiście nie polecam i zastanawiam się za co takie wysokie noty i Oskary (oprócz “kaczego dzioba” za aktorkę drugoplanową). Dla mnie przypominał akcję literatury, w której bohater wsiada na konia przez 300 stron 😉
Mam nadzieję, że weekend upłynie Wam na relaksie i w wiosennym trybie 😉
Zdjęcie z: stocksnap.io