Zdjęcie z: stocksnap.io
Ostatni tydzień zaowocował u mnie zapowiadającymi się zmianami, ale o tym napiszę z czasem tymczasem co było:
- Po pierwsze przerwa w spotkaniu matek zaowocowała u nas w nasze popołudnia z książką. Krótko przed zachodem, tak mniej więcej ok 15-tej, przeglądamy sobie z córką książeczki i czytamy sobie je nawzajem w nadziei, że zaśnie na popołudniową drzemkę. Ktoś się mnie ostatnio zapytał ile mam książek i od razu mówię, że to pytanie jest nie na miejscu jeśli chodzi o mnie, bo tak jak ja się pytam koleżanek ile mają par butów, a one mi, że 50, ale używają tylko dwóch par to u mnie sprawa wygląda tak samo z książkami. Mam ich dużo, nie liczę, wydaje stare, kupuje nowe, ale w danym momencie też używam tylko kilka.
“Pip and Posy” to ostatni faworyt mojej córki, link
Wyciągnęłyśmy też książki, które podostawałam od koleżanek dawno, dawno temu i może nie tak dawno;-)
Ta ostatnia jest dla mnie wielkim zaskoczeniem, bowiem ilustrowana przez Polkę, która pochodzi z rodzinnego miasta, a całkiem jej nie kojarzę.
2. Helloween, gdzie jak gdzie, ale to święto obchodzi się właśnie hucznie w Dublinie. Lucy w tym roku nie chciała się przebierać, a ja dla odmiany nie chciałam kupować wielkiego opakowania cukierków czekoladowych, by potem je zjeść i nie daj Boże, dawać je dziecku. Zatem z przyjemnością obserwowaliśmy sztuczne ognie z balkonu i porozmawiałam sobie o rodzicielstwie z sąsiadką, która wpadła z dzieciakami na “treat or trick”
3. Zabawne, bo to właśnie moja sąsiadka przypomniała mi, że dzieci bardzo szybko się przyzwyczajają do “nowego”, czyli np. przejedziesz się raz z nimi tramwajem z lenistwa, zmęczenia lub z powodu brzydkiej pogody, a one to już traktują normę i chcą jeździć tramwajem codziennie. Ja przynajmniej tak mam. Narazie płacę tylko za siebie, ale sąsiadka ma dwójkę starszych dzieci i płaci 4 euro za przystkich za jeden przystanek ;-(.
U nas pojawił się inny nawyk, bardziej zdrowy: soki. Codziennie pijemy szklaneczkę soku z marchewki, ogórka, jabłka i jakiegoś cytrusa (pomarańcz, limonka lub cytryna).
4. Muszę przyznać, że nie sądziłam, że zmiana czasu się tak na mnie odbije. Moja 2.5 córka ostatnio wstawała o 6.30 i ciągnęła w trybie 12 godzinnym do 18.30. Po czym tata wracał z pracy ok 19-tej i mówił, jak to z niej anioł 😉 Zmiana czasu spowodowała, że przez ostatni tydzień Lucy wstawała o 5.30 i ciągnęła 12 godzinny tryb. Chodziłam na rzęsach, ale…dziś rano w końcu się wyspałam 7.12 – to wielki progres 😉
I szczęśliwa popędziłam na spotkanie z psiapsiółą, by obgadać to i owo 😉
5. Sobotni lunch z mężem to też było dla mnie zaskoczenie. Oboje mieliśmy dość ostatniego tygodnia i muszę przyznać, że miejscem całkiem przyjazne dzieciom Umi Falafel, ale na Ratmines 😉