Pourodzinowo refleksyjnie

Jestem sfiksowana na punkcie upływającego czasu, o czym pisałam już tutaj. Dlatego urodziny i Nowy Rok są dla mnie okresem przełomowym, bowiem przypominają mi, że minął kolejny rok i kolejne 364 dni mam już za sobą.

Urodziny zawsze obchodziłam hucznie. Najpierw z rodziną, potem na studiach traktowałam ten dzień jako “dzień życzeń” i spełniałam swoje marzenia/potrzeby/zachcianki, a o 24 czarł prysł i wracałam (zazwyczaj pijana do domu).

Na emigracji to się zmieniło. Pierwsze urodziny w Irlandii obchodziłam w pracy i czas dłużył mi się niemiłosiernie, więc obiecałam sobie wtedy NIGDY WIĘCEJ URODZIN W PRACY i tego dotrzymałam.

Następnego roku zaczęłam sobie je dobrze planować. Najpierw Londyn i Museum Madamme Tussauds, następnego roku Van Gogh w Amsterdamie, następnego Szkocja (Edynburg zimą brrr…) i tak dalej.

Kiedy poznałam mojego aktualnego męża kontynuowałam tradycję i pojechaliśmy razem na narty, innego roku odwiedził nas teściu w drodze z jakiejś konferencji w Japonii, a w 2015 roku już zdmuchiwałam świeczkę myśląc o tym, żeby urodzić zdrowe dziecko 😉 I urodziłam.

12 miesięcy później było już nas 3, a moje zeszłoroczne urodziny to była jakaś pomyłka. Umówiłam się ze znajomymi na kawę i ciastko z dzieckiem.

Tego roku postawiłam na SPA, ale niestety okazało się, że tego dnia SPA, które było względnie tanie było zabukowane i tak znów zaczęłam się dołować, że rok starsza, że kolejne 364 dni, że się starzeje i życie upływa zbyt szybko itd.

Do momentu, kiedy uświadomiła mi mądra koleżanka mądrymi słowami, które całkowicie zmieniły moje podejście i nastawienie:

Jak się ma rodzinę, to wiek ma inne znaczenie. 

I rzeczywiście stwierdziłam, że czym ja się przejmuję. Przecież to i tak tylko liczby, a ja i tak wewnętrznie czuję się na 20-ścia, a nie zbliżające się nieuchronnie 40-ści. Jest nas troje i postanowiłam spędzić urodziny razem. Z psiapsiółą                             wybrałam się do kina na Greya, a z mężem i córką poszliśmy na makaron, który uwielbia.

Z jakiegoś powodu lubi jeść ściereczki 😉

Szczęśliwa mama w restauracji u Jamiego Olivera

Szczęśliwa Lucy z urodzinowymi balonami i swoją gumową kaczką, którą nosi wszędzie 😉

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *