Kochani, moi znajomi właśnie śmigają gdzieś w górach, a ja z nostalgią wspominam ten czas, kiedy po raz pierwszy jako 30+ włożyłam narty na nogi, ale o tym potem.
Najpierw przygotowania:
Zupełnie nie rozumiem ludzi, którzy kupują ubrania w sklepach specjalistycznych i płacą za kurtkę narciarską 200 euro, albo nie daj Boże 200 euro za parę rękawiczek (bo i takie widziałam). Otóż wiadomo, że na narty nie pojedziemy w swetrze, ale po co od razu przepłacać. Ponadto, rzeczy które kupiliśmy wtedy, albo się pogubiły, gdzieś w śniegu, albo się przydały na dłużej, jak kurtki, które używamy do dzisiaj (są przeciwdeszczowe i przeciwwiatrowe, akurat na irlandzką pogodę ;-))
Za 200 euro można uzbroić po zęby całą rodzinę, zerknijcie proszę na stronkę MandM Direct Ireland, gdzie markowe rzeczy sprzedawane są za bezcen, akurat na wyjazd rodzinny zimą, kiedy trzeba się ubrać jak należy.
Odnośnie sprzętu i butów się nie wypowiadam, bo jako minimalistka uważam, że takie rzeczy można wypożyczyć, jeśli jeździ się na narty raz do roku.
Poniżej wrzucam Wam kilka zdjęć z naszej wyprawy: