W Barcelonie byliśmy już po raz trzeci i za każdym razem odkrywamy w tym mieście coś innego. Najpierw był “girly” wyjazd z kawką na wzgórzu, kolejką linową na plażę, tajski masaż tamże za 5 euro i wycieczka na miasto na pyszną paellę i domowe wino – wypas;-)
Za drugim razem skupilismy się na Gaudim, także po raz kolejny odwiedziliśmy Park Guel, Casa Mila, Family Sagrada i jako dodatek Tibidabo. W planach mieliśmy “magiczną fontanę”, którą polecił nam kolega z pracy męża, rodzony Barcelończyk, ale fontanna była akurat wtedy w remoncie, więc…
Tym razem nie odpuściliśmy zwłaszcza, że show jest tylko w piątkowe i sobotnie wieczory a że w piątek lało została więc nam tylko sobota.
Odkrywaliśmy też miejskie place zabaw i przez przypadek znaleźliśmy się w Muzeum Czekolady. Moim skromnym zdaniem wolę “fabryki czekolady”, muzeum nie powaliło mnie, ale mój mąż jest innego zdania, bowiem był pod wrażeniem tego, jak wspaniałe rzeczy można zrobić ze zwykłej czekolady. Zresztą sami zobaczcie poniżej, a czekolada na gorąco, czy mocha tamże jest taka, że łyżka staje i tę akurat polecam każdemu: