Kontynując temat pewnej Wigilli na Wyspach Kanaryjskich przejdę do dnia następnego, czyli 25 Grudzień – Boże Narodzenie, które zazwyczaj w Polsce spędzam w fotelu i oglądam wszystkie możliwe programy telewizyjne z kolędami przegryzając raz po raz czekoladę, mandarynki i to co zostało w lodówce i na balkonie ( a zazwyczaj zostało sporo). Kiszę w domu, bowiem wszędzie pozamykane, zimnica, a zasada jest prosta: pierwszy dzień świąt dla rodziny, drugi dla znajomych.
Podczas tej podróży było inaczej.
Wstaliśmy rano i choć nie było tak rano, było za rano na śniadanie na hiszpański tryb życia, a lodówki w pokoju brak.
Głód wygonił nas na spacer, a tam…wszystko pozamykane – przecież są Święta 😉
Następnego dnia wsiedliśmy do samolotu, o najpięknijeszym pasie startowym, wzdłuż plaży 😉