Flanelowe prześcieradło, które zabraliśmy z sobą sprawuje się całkiem nieźle. Dolecieliśmy. Jesteśmy w Grecji.
Następnego dnia. Rzyga mój mąż i twierdzi, że kranówka w Grecji nie jest do picia. Z trudem dojeżdżamy do centrum kupić jakieś ubrania dla małej. Przemęczeni, włącznie z dzieckiem, które nie tylko jest chore, ale też nie chce siedzieć w wózku idziemy na krótki spacer. Podczas jednego z takich spacerów Lucy upada na twarz. Krwawią dziąsła, a ja zaczynam płakać, że jestem złą matką i nie mogę już znieść tego stresu.
Tymczasem, Lucy wymiotuje coraz rzadziej, jedyne płyny, które akceptuje to cyc i herbatka rumiankowa, ale… zgubił się kubek (a zapasowy razem z torbą). W Atenach kupujemy wszystko co wydaje nam się niezbędne do dalszej podróży, a zwłaszcza dolne części ubrań, bowiem jak przewidział lekarz pojawiła się biegunka i to akurat wtedy kiedy Lucy ćwiczyła swoje chodzenie na hotelowych schodach. Pomyślałam sobie wtedy: Ależ te schody śmierdzą, tyle, że to nie były schody i dobrze, że mieliśmy balkon;-)
Ps. Przypominam, że w Grecji nie wyrzuca się papieru toaletowego do toalety, bowiem mają cienkie rury i istnieje ryzyko zapchania.
Wylot do Izraela
Nasze prześcieradło, które ciągniemy wszędzie ze sobą jest naprawdę przydatne w autobusie, pociągu i kolejnym samolocie. Mija tydzień od kiedy Lucy wymiotuje, ja zaczynam się martwić, coraz bardziej. 7 dni wymiotowania, 5 dni biegunki i do tego doszło krwawienie. Dzwonimy po pomoc.
Piątek
W piątek w Izraelu wszystko jest pozamykane, cokolwiek masz do zrobienia, zrób to przed 14-zanim wszyscy uciekną na szabas. Kiedy zadzwoniliśmy po poradę kobieta po drugiej stronie lini stwierdziła, że musimy jechać na pogotowie i podała mam najbliższą opcję w innych mieście.
Na pogotowiu wydaliśmy 350 euro, bowiem nie mieliśmy listu od lekarza prowadzącego i do końca nie jestem pewna, czy ubezpieczenie Lucy to pokryje bowiem, przekroczyliśmy Europę. Długo czekaliśmy, by dowiedzieć się, że przy silnych biegunkach zdarzają się krwawienia u dzieci i stan skóry Lucy i tak jest dobry jak na 5 dni…….;-)
Elektrolitów, których Lucy nie chciała pić, nawet tych smakowych nie podali, bowiem stwierdzili, że karmię piersią i to powinno jej pomóc, gorączki nie ma i nie było, a kuć dziecka nie będą, no bo po co. Odwodniona nie jest, zatem możecie wracać do domu.
Po tygodniu wszystko ucichło i wróciło do normy. Zachorowała tylko siostra męża, z którą się widzieliśmy w pierwszy dzień twierdząc, że tak wrednego wirusa dawno nie miała i śmiała się, że musielismy przywieść go z Europy.
A ja stwierdziłam, że bycie mamą to naprawdę ciężki żywot i stres zwłaszcza, kiedy choruje dziecko. Przez tydzień w ciągu dnia było ok, ale przez 7 dni spałam po 3 godziny, a potem czuwałam nad ledwo dychającym dzieckiem,by się upewnić, że się nie zakrztusi wymiocinami.
Dlatego nie dam złego słowa powiedzieć na żadną z mam, bo jestem pewna, że w takich chwilach wszystkie przeżywamy to samo.
Ps. Według lekarza grypa żoładkowa, według mnie “rotawirus”, ale tego się już nie dowiemy, a szczepić chyba też już jej nie będę. Przeszłyśmy przez to i mam nadzieję, że po raz ostatni i że organizm się wzmocił i uodpornił.