Wczorajszy wpis uświadomił mi, że dawno już minął rok od kiedy mam dziecko, a nie było jeszcze wpisu o Lucy pierwszych urodzinach;-) Otóż…
Od momentu, kiedy urodziłam dziecko długo zastanawiałam się jak ten dzień uczcić, a ponieważ mieszkamy za granicą i nie mamy przy sobie rodziny zdecydowaliśmy się wyjechać na słoneczne, pływające pierwsze rodzinne wakacje.
Zanim przyjechałam do Irlandii dzień urodzin traktowałam jako dzień życzeń od wieczora, dzień wcześniej zacząwszy, kiedy to moja mama pytała się jakie chce ciasto, po godzinę 24 następnego dnia, kiedy to czarł pryskał i wracałam do domu.
Od kiedy mieszkam w Irlandii i pierwsze swoje urodziny na obczyźnie spędzałam samotnie postanowiłam w tym dniu zawsze gdzieś wyjechać. Mój mąż, jak się okazało robił to samo i tak zamiast robić wielkie przyjęcie, którego Lucy i tak nie będzie pamiętać postanowiliśmy wyjechać gdzieś, gdzie jeszcze nigdy nie byliśmy – do Chorwacji.
Nakupowałam więc różnych, kolorowych, urodzinowych bibelotów w sklepie za 2 euro i spakowałam je do plecaka. Zamiast wielkiego wypasionego tortu kupiłam małą mufinkę i zapakowałam też świeczkę do niej. Co się okazało?
Że inne matki miały rację. Lucy nie bardzo wiedziała co się dzieje. Chciała złapać świeczkę paluszkami (na szczęście udało mi się ją zgasić wcześniej). Mufinkę zjedliśmy my, a prezent, który dostała, czyli koło do wody okazał się zbędny, bowiem największe poczucie bezpieczeństwa dostarczałam jej ja-mama,a nie koło.
Ciekawi mnie jak obchodzicie urodziny swoich pociech?