Wspomnieniem wakacji mojego dzieciństwa jest Ostrowite w Borach Tucholskich o których już kiedyś pisałam link, link. To tam co roku rodzice z rodziną wyjeżdżali na urlop. To tam biegałam z córką lokalnego gospodarza Gabrysią, podczas gdy mój starszy o 7 lat brat budował szałasy z kuzynostwem (czasem naziemne, czasem na dachu wczasowych sanitariów). To tam kąpaliśmy się w jeziorze, czasem na lokalnej strzeżonej plaży, ale często przy najbliższym pomoście. To tam mój ojciec łowił ryby, a moja mama je potem smażyła, albo chodziliśmy do lasu na jagody. Do dziś mam do tamtych czasów sentyment.
- Tym razem zatrzymaliśmy się na kilka dni u cioci, by podtrzymać tradycję lata nad jeziorem:
2. To tu spędziłam dużo czasu rozgrzanym słońcem pomoście w ciągu dnia, by kontemplować zachód słońca, a także jak to mój wujek mówił największą frajdą campingu jest umyć zęby na pomoście:
3. To tu zaśpiewaliśmy rodzinnie przy ognisku, popiekliśmy kiełbaski, a mój wujek nadal codziennie rano od 9-tej do 13-tej zbierał jagody, które potem rozdawał wczasowiczom i dał nam na drogę wiaderko po margarynie Pysia:
4. To tu sąsiadka zabrała nas na łódkę przejażdżką po jeziorze i przywołała tym moje wspomnienia czasu z ojcem:
5. To tu też chłonęłam Kaszubską kulturę, o której nie zielonego miałam pojęcia:
To tu też spędziliśmy dużo czasu na ganku, niespiesznie, bez neta od tak po prostu: