Wydarzeniem ostatniego tygodnia u nas były warsztaty szycia misia w bibliotece. Od tego czasu moja córka przepadła. Nie tylko wszędzie chodzi z tym misiem, śpi z nim, ale też go przebiera i chce dla niego szyć ubrania. Konsekwencją tego była wizyta w sklepie z materiałami, gdzie przepadła w tych wszystkich kolorach, wstążkach i guzikach. Niestety, albo byłam w złym sklepie, albo kupowanie materiałów w Dublinie się po prostu nie opłaca, bo za mały kwadracik na letnią sukienkę dla misia zapłaciłam 5 Euro, a za gotowe ubranko w “Build a bear” wychodzi prawie tyle samo.
2. Mieliśmy też piękną pogodę i z zazdrością patrzyłam na tych wszystkich ludzi, którzy wypełzli na ulice w poszukiwaniu trunku, ale uświadomiłam sobie, kto mi broni też napić się lampki wina:
3. Kolejna rzecz, to w ubiegłym tygodniu minęło 7 lat od kiedy nasza córka przyszła na świat. Niestety przyjęcie urodzinowe będzie organizowane tydzień później z racji, że myślałam, że miesięczne wyprzedzenie bukowania sali wystarczy, niestety myliłam się, nie w Dublinie i nie na weekendy. Dlatego zrobiłyśmy próbę generalną urodzinowego tortu, link:
4. Z miejsc na lunch upodobałyśmy sobie MILANO i ich kids menu za dychę:
5. Z książek pojawiła się u nas urodzinowa pozycja Julii Donaldson i Axela Schefflera “Rabbit’s nap and fox’s socks”: