No to nastały świąteczne klimaty i muszę przyznać, że z jednej strony mi się to podoba, a z drugiej chowam się gdzie mogę od tego zgiełku. Ostatnio przyszło do nas arktyczne powietrze. Z nieba zaczęło spadać coś na podobę śniegu z deszczem (temperatura nadal na plusie, choć wilgotność powietrza daje się odczuć na jakieś -5) schowałam się więc w Charity Shop i myślę sobie popatrzę sobie jakie świąteczne książeczki dla dzieci rzucili na półkę. Ograniczenie w sklepie było do 5 osób, oprócz mnie był tam jakiś pan, który łamanym angielskim pyta się sprzedawczyni:
-W jakiej cenie ta kurtka?
-12.50 Euros – odpowiada pani
– Jestem studentem – mówi pan
– “Good for you” – odpowiada pani
-A czy mogę dostać zniżkę? – pyta pan, na co sprzedawczyni mu, że zawoła menadżera. Przychodzi menadżer:
-W czym problem? – pyta menadżer.
-Chciałbym kupić kurtkę – mówi student
– Cena jest 12.50- mówi menadżer – może pan ją kupić
– Ale ja jestem studentem….
I zrobiło mi się człowieka żal. Pomyślałam sobie jaki Charity Shop, jaki Czarny Piątek i zniżki, zimno jest, a człowiek jest tu na wizie studenckiej i pewnie ma ograniczenie pracy do 20 godzin tygodniowo (o ile w ogóle jakąś pracę ma). Zapłaciłam te 12.50 i wyszłam. Dziękował mi jeszcze potem, ale na świecie takich ludzi jest pewnie miliony, a samochody dalej stały w korkach żeby dojechać na świąteczne zakupy do lokalnego Centrum Handlowego. Świat traci kierunek, a co za tym idzie pewne wartości. Tymczasem:
U nas atmosfera świąteczna:
2. Z książek przypomniał się mojej córce Mo Willems, link:
3. Udało nam się też udać na jeden rodzinny spacer:
4. A mi samej udało się udać do fryzjera na farbowanie, przy okazji zobaczyć się z jedną z mam i podrzucić torbę zabawek do córki byłego przedszkola:
5. Z miejscówek to w piątek musiałam się schować do kawiarni przy parku, gdzie zajęcia ma moja córka, bo było tak zimno, że nawet lampy w ogródku nie pomagały, więc pewnie będę praktykować całą zimę i zapoznam się z menu deserów: