Mimo iż nadal mamy kalendarzowe lato, ja już zaczynam jesienne odliczanie (choć bardziej jestem jeszcze w fazie przejściowej). Ktoś kto wrzucił na facebooku posta o tym, że “życie trzeba przeżyć, a nie przeczekać” bardzo mi pomógł wyjść z powakacyjnej depresji. Mój umysł powoli wraca do “tu i teraz”, ze słonecznej Chorwacji do Irlandii.
- Jeszcze tydzień temu w weekend bujaliśmy się po Zadarze i mimo, iż mocno się rozpadało na kilka godzin po 3 miesiącach suszy to i tak udało nam się znaleźć miejsca by przeczekać tę ulewę i doszłam wtedy do wniosku, że Chorwacja jest nie tylko dobrym miejscem na wakacje, ale i do życia. Chociaż moja sąsiadka (rodzona Chorwatka) twierdzi, że zimą bym się tam zanudziła, kończy się sezon i czar pryska:
2. Książkowo. Zabawne, ale na wakacje moja córka wzięła ze sobą kilka książek i to było nawet za dużo. Była zbyt pochłonięta innymi rzeczami, by eksplorować książki. Kiedy wrociliśmy do Dublina, ona wróciła do swoich ulubionych zabawek i książek:
3. Kulinarnie też było mi ciężko wrócić do kuchni. Codzienne jadanie w restauracjach nie tylko rozleniwiło mnie samą, jak i zepsuło moją córkę pod względem jadłospisu, który i tak nie jest rozległy, ale w sobotę pięknie świeciło słońce więc przedłużyliśmy sobie jedzenie “outdoor”, które tak bardzo uwielbiam, zwłaszcza o śródziemnomorskie:
4. A odnośnie podniebienia to kusi mnie skosztować smaków kuchni “afgańskiej”:
5. Szkoła. “Last but not least” – zaczął się rok szkolny i nie ukrywam, że jeszcze się do tego nie przyzwyczaiłam. Wstaję o 6 rano, mimo, iż szkołę mam za płotem, a lekcje zaczynają się o 8.00. To samo dotyczy zajęć pozaszkolnych. Z jednej strony córka prosi mnie o malowanie, a z drugiej jej rozwój sam się prosi o gimnastykę i zajęcia ruchowe, a są w tym samym czasie. Mam nadzieję, że wszystko się z czasem ułoży i aby do wiosny: