Czasem wydaje mi się, że mówienie o “slow life” w Dublinie to jakaś abstrakcja, hipokryzja, okłamywanie samej siebie. Przecież każde miasto ma swoją dynamikę, Dublin też i mimo, iż się staram wykreślać ze swojego kalendarza ile się da, to i tak zawsze jest coś do zrobienia. Ale…
idzie jesień i siłą woli człowiek zwalnia przed zimą.
- Witaj szkoło! Rok temu nabijałam się z mema, co przynosi dziecko 1 września ze szkoły? Uśmiech, nadzieję na przyszłość i…wszystkie wirusy/bakterie świata 😉 W tym roku jest on jeszcze bardziej akutalny, bo jak nic nam nie było od zimy, tak pierwszy gil pojawił się 1 września, a na weekend zapowiadają się jeżyki w gardłach. Zainteresowanym przypominam, że istnieje magiczny lek PELAVO.
2. Wrzesień z racji rozpoczęcia szkoły to także nowy rozdział dla mnie, planowania i wdrażania tego wszystkiego, czego od 12 marca nie mogłam wdrażać, bo utknęłam z dzieckiem na kilka miesięcy w domu. Tu odeślę Was do Edyty Zając i jej wrześniowej listy przeżyć, link
3. Kulinarnie jaram się nowym e-bookiem Mrs Polka Dot, link i zastanawiam się co takiego umieściłabym w swoim 😉
4. Od momentu powrotu z Budapesztu, a właściwie odwiedzenia Dino Parku moją 5-latkę dopadła mania dinozaurów. Poniżej wysyłam Wam craft, link z ostatniego tygodnia i kilka książek + kolorowanka:
5. A co ogląda moja córka? “Pete the cat”, znacie, bo ja też nie znałam 😉
Tymczasem wrześniu bądź dla nas łaskawy!