Powoli zaczynam oswajać się z myślą, że będę musiała zoragnizować swoje życie pod okolicę, a przynajmniej na rok, bo mimo, iż teoretycznie mieszkamy na lini luasa i trasa zajmuje mi ok 30 minut w jedną stronę, to spędzam w tramwaju i autobusach godziny, a to bardzo męczące, ale do rzeczy:
- W ubiegłym tygodniu nastąpił wielki dzień, czyli moja córka skończyła 4 lata i rzecz jasna, że planowałam wyprawić jej urodziny w Kidspace w Rathfarnam (ale zamknęli) a potem w Airfield (ale już nie robią) i z braku pomysłu padło na imprezę w przedszkolu i muszę przyznać, że to były moje najszybsze i najlepiej zorganizowany urodziny w prównaniu z poprzednimi link, link oraz nauczyłam się kilku rzeczy na przyszłość, że:
- dzieci wcale nie potrzebują “goodie bags”,
- wystarczy tort,
- świeczka,
- czapeczki
- balony obowiązkowo.
Niepotrzebnie się spinałam z torebeczkami i co do nich włożyć, by być przyjazną dla planety 😉
2. Zastanawiam się też co takiego dozwolone jest w Dublinie od lat 4 😉
Jeśli chodzi o książki to dalej wałkujemy oceanarium topic:
3. Kulinarnie trzymam się z daleka od chleba i dalej królują omlety, padło też weekendowo na ratatauille z przepisu Kwestii Smaku, link i muszę przyznać, że podsmażenie warzyw z osobna na patelni, partiami robi różnicę w smaku całości i konsystencji :
4. Z kulinarnych miejsc na mapie Dublina trafiło się parę:
- Jamie Oliver, jakoś tak wyszło, że skończyliśmy tam na lunch/brunch w weekend:
- Za to w poniedziałek stwierdziliśmy z mężem, że czas na zjedzenie lunchu razem, bez dziecka i padło na włoską, sympatyczną knajpkę w okolicy Dawsona Dolce Sicilly: