W końcu znalazłam czas, by zrzucić fotki z aparatu. Przystanek 1 – Londyn. W Londynie byłam już kilka razy, ale jakoś nie było okazji, go jeszcze zrelacjonować, a może po prostu tylko dlatego, że go nie lubię. Jest dla mnie zbyt duży, głośny i drogi (zwłaszcza transport z miejsca A do miejsca B). Tym razem przylecieliśmy na jedno lotnisko, wylatywaliśmy z innego, a zatrzymaliśmy się pomiędzy.
Zacznę od tego, że Londyn zaskoczył nas mile piękną słoneczną pogodą 😉
Ulica, na której się zatrzymaliśmy była pełna sklepów z sari.
Moja córka była zachwycona, chociaż z tego, co widzę tata bardziej uchwycił grafiti, niż świecące sari
Ja z kolei upatrzyłam sobie małą kafejkę pełną kwiatów i dobrej kawy na rozpoczęcie dnia.
I chociaż wrzucam ładne zdjęcie, to nie ukrywam, że na “London Bridge” trochę zmarzłam.
Na szczęście moje dziecko wszędzie znajdzie sobie plac zabaw, nawet tam, gdzie go nie ma i ławkę, by odpocząć.
Plan był taki, by iść na Tower, gdzie mają oszkloną podłogę, ale podłoga, była zbyt ładna
Tu już czekamy na lunch pod wieżą 😉
Po lunchu spacerujemy dalej i tata uchwycił “gołe dupy”, a Lucy znalazała łańcuch do zabawy
A jak już w końcu znaleźliśmy “playground” to mama legła padnięta na ławce, a dziecko biegało dalej 😉