Dzisiejsze 2 godzinki “indoor activity”, w ten “misserable” poranek spędziłyśmy na shoppingu.
Sezon jesienno-zimowy to dla mnie dylemat odnośnie dobrych butów. W tym roku przymierzałam się do kaloszy HUNTERS,(przypominam wpis o kaloszach z poprzedniego sezonu, link) bowiem stwierdziłam, że jeśli moje dziecko ma biegać po kałużach, to ja nie chce być tą zestresowaną matką, wolę biegać razem z nią. Postawiłam więc na markę, ale kiedy je zobaczyłam stwierdziłam, że zajmą mi połowę szafy, kiedy zobaczyłam cenę 160 euro za kalosze stwierdziłam, że to lekka przesada za parę gumiaków, a kiedy je przymierzyłam, wiedziałam już, że te buty nie są dla mnie. Topiłam się w nich od samego przymierzenia.
Dobrze, że mam życzliwych ludzi wokół siebie, którzy życzliwie podpowiadali: idź, przymierz, a przekonasz się, że gumiaki to gumiaki 😉
Dobrze, że istnieje też Clarks, gdzie kupuję córce buty od samego jej początku (link) z kilku powodów:
- Mają dwa rozmiary: wzdłuż i wszerz, a cała nasza rodzina ma szerokie stopy
- Mierzą dziecku stopę
- Są tak wygodne, że od momentu założenia mogę w nich biegać 😉
- Teraz, dochodzi jeszcze jeden powód – PROMOCJA dla matek, które kupują dziecku buty
Tymczasem idzie zima, a moja córka potrzebuje zimowych butów. Wypatrzyłam więc jedne w Clarks i co się okazuje? że jeśli kupujesz buty dziecięce do rozmiaru 6.5 to buty dla dorosłego są 20% tańsze, co przy cenie butów dla matki za 80 euro, wyszło 60 euro, tyle, co za krótkie gumiaki HUNTERS.
Upiekłam zatem dwie pieczenie przy jednym ogniu 😉
Ps. Wiem, że wiele matek kupowało dziecięce buty Clarksa za 25 euro w ARNOTTSie na Henry St. jeszcze rok temu, od 6 miesięcy CLARKSa już tam nie ma.