Dzisiejsze 2 godzinki “indoor activity”, w ten “misserable” poranek spędziłyśmy na shoppingu.
Sezon jesienno-zimowy to dla mnie dylemat odnośnie dobrych butów. W tym roku przymierzałam się do kaloszy HUNTERS,(przypominam wpis o kaloszach z poprzedniego sezonu, link) bowiem stwierdziłam, że jeśli moje dziecko ma biegać po kałużach, to ja nie chce być tą zestresowaną matką, wolę biegać razem z nią. Postawiłam więc na markę, ale kiedy je zobaczyłam stwierdziłam, że zajmą mi połowę szafy, kiedy zobaczyłam cenę 160 euro za kalosze stwierdziłam, że to lekka przesada za parę gumiaków, a kiedy je przymierzyłam, wiedziałam już, że te buty nie są dla mnie. Topiłam się w nich od samego przymierzenia.
Dobrze, że mam życzliwych ludzi wokół siebie, którzy życzliwie podpowiadali: idź, przymierz, a przekonasz się, że gumiaki to gumiaki
Dobrze, że istnieje też Clarks, gdzie kupuję córce buty od samego jej początku (link) z kilku powodów:
- Mają dwa rozmiary: wzdłuż i wszerz, a cała nasza rodzina ma szerokie stopy
- Mierzą dziecku stopę
- Są tak wygodne, że od momentu założenia mogę w nich biegać
- Teraz, dochodzi jeszcze jeden powód – PROMOCJA dla matek, które kupują dziecku buty
Tymczasem idzie zima, a moja córka potrzebuje zimowych butów. Wypatrzyłam więc jedne w Clarks i co się okazuje? że jeśli kupujesz buty dziecięce do rozmiaru 6.5 to buty dla dorosłego są 20% tańsze, co przy cenie butów dla matki za 80 euro, wyszło 60 euro, tyle, co za krótkie gumiaki HUNTERS.
Upiekłam zatem dwie pieczenie przy jednym ogniu
Ps. Wiem, że wiele matek kupowało dziecięce buty Clarksa za 25 euro w ARNOTTSie na Henry St. jeszcze rok temu, od 6 miesięcy CLARKSa już tam nie ma.