W ostatnim dniu wakacji, słów kilka o wakacjach mam, które nie pracują i są z Dublina.
Kiedy w maju postanowiłam spędzić miesiąc w Polsce czułam jakiś niedosyt po powrocie, a ponieważ moje życie toczy się tutaj, więc stwierdziłam, że wystarczy, ale z tego co widzę wakacje mam niepracujących to średnio 2 miesiące.
Po pierwsze mamy z Polski wyjeżdżają do dziadków zazwyczaj latem: lipiec, sierpień i bardzo im tego zazdrościłam do czasu, kiedy stwierdziłam, że jest to swego rodzaju norma 😉
Ostatnio, moja koleżanka z Tajwanu oświadczyła, że dla niej 6 tygodni to za mało i stwierdzili z mężem, że będą rocznie jeździć do dziadków na 8 tygodni.
-Co z tego masz? – zapytałam, po czym bez chwili zastanowienia usłyszałam
– Dziadkowie mają wnuczki, wnuczki mają dziadków, kontakt z językiem i wszyscy mamy 25-30 stopni w czasie kiedy tu pada/leje.
Brzmi jak perfekt zorganizowane wakacje, co nie?!
Potem wracają w grudniu, kiedy bilety nie są jeszcze takie drogie + mają czas na przygotowania świąteczne i nacieszenie się świąteczną atmosferą 😉
Do mnie dotarło, że:
- Po pierwsze nie miałam w tym roku tzw. letnich wakacji.
- Po drugie, kiedy moja mama odprowadziła mnie na pociąg do Poznania na konferencje blogową powiedziała coś takiego:
– Dopiero co zdąrzyłyśmy się oswoić (z wnuczką) przez pierwszy tydzień, nacieszyć się sobą przez drugi i już wyjeżdżacie.
- Dojrzewam zatem do przedłużenia sobie lata i słonecznych wakacji, jeszcze tylko nie wiem, kiedy, bo dalej mam pootwieranych kilka terminów.
Poza tym nigdy nie wiesz, co przyniesie lato następne. W zeszłym roku hitem były bujaczki, w tym roku zjeżdżalnia i kaczki 😉