Ci którzy mnie znają wiedzą, że “pokorna” to ja nigdy nie byłam, ale ostatnie wydarzenia w moim życiu spowodowały, że dostałam swoją “lekcję pokory”, ale zacznę od początku:
Najpierw ni stąd ni zowąt, straciłam plombę w zębie wielkości kciuka, którą robiłam krótko po urodzeniu dziecka i nie zdawałam sobie sprawy, że następny wypadek to będzie “koronka” – poczułam więc, że dziecko rośnie, a mama się starzeje i mimo, iż zewsząd słyszę: “Wyglądasz fantastycznie” – poczułam pierwsze oznaki starzenia się.
Potem, mój mąż starał się zmianę pracy, a ponieważ nie ma skończonych studiów i na poprzednich rozmowach nie odpowiedział na “stricte” akademickie zagadnienia postanowił się doszkolić na własną rękę, więc…
Przez ostatnie kilka tygodni wracał z pracy i siadał przed kompem i studiował i studiował i studiował.
Przychodziły weekendy, ja po 7 dniach 24 godzin z dzieckiem potrzebowałam przerwy, ale wiedziałam, że działamy w dobrej sprawie, więc przełykałam ślinę i dalej robiłam swoje.
Przeszedł jedną rozmowę, drugą, a trzecia miała trwać 2 godziny z 4 różnymi osobami po 30 minut każda, (pozycja była dość specyficzna) i kiedy wrócił po 4 godzinach rozmowy, cały rozpromieniony i na pytanie “jak poszło?” odpowiedział:
– Myślę, że dobrze.
– To chodźmy to uczcić 😉
– Poczekajmy na ostatnie słowo, które padnie jutro.
“Jutro” nadeszło jak zawsze. Czekałam tylko na smsa treści “TAK”, ale dostałam:
– Nie musisz pakować przypraw. – co oznaczało odpowiedź odmowną, a ja…
Miałam ochotę się popłakać na środku supermarketu. Podzieliłam się wieścią z bardzo dobrą znajomą, która akurat była wtajemniczona i trzymała kciuki razem ze mną, tym razem usłyszałam:
– Nie martw się, wszystko się ułoży. Takie porażki, często są dobrą lekcją.
Tego samego wieczoru, byłam umówiona z koleżankami. Świat mi się zawalił. Poszłam w tłustych włosach, sandałach i dresach, w którym biegam na placu zabaw z dzieckiem (cud, że mnie tam w ogóle wpuścili).
Kiedy kelnerka zapytała co podać, odpowiedziałam:
– Whisky i Red Bull.
– Przykro mi, nie sprzedajemy tu Red Bulla Ma’am.
– A co może mi pani zaoferować?
– Gin z tonikiem.
I tak od niepamiętnych czasów napiłam się dobrego alkoholu i wyżaliłam koleżankom.
W drodze do domu dotarło do mnie, że “lekcja”, o której mówiła moja dobra znajoma dotknęła mnie, a nie mojego męża i była to lekcja POKORY, by cieszyć się z tego co mam i nie być zbyt: “greedy-needy” i niewiadomo jakimi oczekiwaniami.
Weekend trwa, niech będzie on dla Was przyjemny, a życie łaskawe! 😉