Zdjęcie z: stocksnap.io
Moi Drodzy/Moje Drogie,
Jakoś ostatnio cicho na blogu z kilku powodów:
Otóż wydaje mi się, że nic w moim życiu się nie dzieje. Stały harmonogram: plac zabaw, drzemka, puszczanie balonów, kolacja i znów spanie.
Od kiedy odstawiłam cyca, moja córka przesypia 10 godzin w nocy od 9.30 do 7.30 + regenerująca drzemka w ciągu dnia 3 godziny i tego schematu się trzymamy. Dieta? Mogłaby być lepsza, ale nad tym pracuję. Ponadto mam wrażenie, że “ta cisza”, to cisza przed burzą 😉
Jednak mojego ulubionego podsumowania nie mogłam sobie odmówić, a zatem:
- Na instagramie w ostatni piątek pojawiły się fotki z 5 gwiazdkowego hotelu i żeby sprawa była jasna lubię ładne otoczenie i czystą toaletę, ale tego poranka potrzebowałam tego jeszcze bardziej, bowiem mieliśmy spotkanie ze specjalistą od płodności, która jasno dała mi 30 procent szans na rodzeństwo dla córki.
2. Kolejną rzeczą jaka mnie zblokowała to głupia plomba, która mi wypadła akurat wtedy, kiedy cała Irlandia piła w długi weekend, a ja biegałam w poszukiwaniu otwartej apteki po tymczasowe wypełnienie.
Niestety zęba nie dało się odratować kolejnym wypełnieniem i właśnie czekam na swoją pierwszą w życiu koronkę. Muszę przyznać, że przeżywałam to strasznie + powyższe 30 procent szans na rodzeństwo ;-(
3. Z pozywytnych aspektów, moje dziecko wkręciło mnie w yogę, a przy okazji samą siebie też 😉
Historia jest taka, że tego lata naszą ulubioną popołudniową, lub wieczorną aktywnością jest puszczanie baniek. Jeśli popołudnie wybieram się wtedy na skwerek oddalony od naszego mieszkania 500 m, jeśli wieczór jadę z córką na dach 😉
W środę o godzinie 17-tej puszczałyśmy jak zwykle bańki i powoli zaczęli się na niego schodzić yogini.
Lucy upatrzyła sobie jednego wyluzowanego pana i zaczęła bawić się jego matą, po czym pan dodał:
– Bierz matę i dołącz do nas – i tak dołączyłam do grupy, która spotyka się latem na trawie dwa razy w tygodniu. W środy o 18-tej, a w soboty o 11-tej, linkJ eśli macie ochotę na yogę pod gołym niebem to zapraszam.
To zdjęcie pochodzi z zeszłego tygodnia, wtedy jeszcze było wioloncella, cud, miód, malina 😉
4. Z prozaicznych rzeczy to znów zagubił się mój minimalizm, bowiem we wtorek miała tzw. dzień lekkiej ręki. W poniedziałek cały dzień lało, we wtorek było ładnie, a w środę znów miało lać, więc wyszłam na zakupy przygotować się na ten “armagedon” i…stwierdziłam, że dzień “lekkiej ręki” będzie częściej.
Łupy z Tigera są fantastyczne.
5. A ponadto czytam inne blogi i uzależniłam się od INSTAGRAMA 😉 Dużo, za dużo 😉
Tymczasem pozdrawiam i życzę miłego weekendu, oby pogoda była dla Was łaskawa, bo my w Dublinie mamy znów prognozę na deszcz ;-(