Zdjęcie z: stocksnap.io
Zanim stałam się matką, byłam wielką orędowniczką WOLNOŚCI, mogłam o nią walczyć do utraty tchu, aż do czasu…
Kiedy zaczęłam studiować filozofię w programie był przedmiot zwany “aksjologią”, czyli nauka o wartościach, tego co jest dobre i złe i pamiętnego wykładu na temat WOLNOŚCI właśnie.
Pamiętam jak profesor uświadamiał nas, że: WOLNOŚĆ sama w sobie jest wartością pustą, musi być czymś wypełniona”.
I dobrze, żeby to było coś wartościowego, bowiem w WOLNOŚCI drzemie ogromny potencjał, ale jak to z potencjałem bywa może być łatwo zaprzepaszczony.
Minęły lata, wyjechałam zagranicę, osiedliłam się, byłam singielką korzystającą z życia, do której znów powracała stara definicja WOLNOŚCI (bardziej w znaczeniu swobody).
Pewnego dnia, a był to drugi raz w moim życiu, kiedy olśniło mnie w tym temacie usłyszałam wtedy:
– A po co ty tak walczysz o tę wolność, jeśli nawet nie potrafisz jej wykorzystać?
Byłam wtedy niewolnikiem systemu, pracy i płacenia rachunków za swoje przyjemności, a świadomość bycia matką uderzała w moją wtedy pojmowaną WOLNOŚĆ.
Aktualnie mamy BANK HOLIDAY, większość ludzi w Irlandii, pije, jest na wyjazdach i śpi w hotelach. Stwierdziłam, że ja też tak chce, a zaraz potem dotarło do mnie, że nawet gdybym wykupiła sobie nocleg w hotelu i zamknęła się w pokoju to nie wiedziałabym jak ten czas/wolność wykorzystać?
- Może wzięłabym prysznic, bez ograniczeń, że ktoś mi włazi do łazienki po nocnik…
- Może wyspałabym się za wsze czasy…
- Może poczytałabym książkę, obejrzała magazyny…
- Pomalowałabym sobie paznokcie (których i tak nigdy nie maluję)
- Może napiłabym się lampki dobrze schłodzonego białego wina i posiedziała w lobby, albo na tarasie
- Może obejrzałabym ślepo TV i przebiegła wszystkie programy w nim itd. itd.
Prawda jest taka, że po 2-3 godzinach, myślałabym o córce, co robi, jak jej jest, co jadła, w co się bawią, czy była na spacerze itd. itd. W myśl tzw. wolności na macierzyństwie wyszłam wczoraj na spacer po oddech i:
- fakt faktem powietrze, miało sobie więcej powietrza, bo mogłam się skoncentrować na głębszym oddechu.
- niebo było bardziej niebieskie, bo mogłam na nie patrzeć, bez ryzyka, że mi dziecko wpadnie pod tramwaj
- Nie musiałam pchać wózka
- Poszłam do kawiarni, którą przez ponad dwa lata omijałam wielkim łukiem, bo jest na samej górze budynku
- Dotykałam wszystkich przedmiotów, których mogłam: wąchałam perfumy, testowałam kosmetyki, studiowałam jedzenie w poszukiwaniu inspiracji, przeglądałam przeróżne książki kulinarne
Ochraniarz przyglądał się mi jakbym chciała coś ukraść, tak chłonęłam każdy z pojedynczych przedmiotów. Barman powiedział mi, że w miejscu, które tak omijałam przez ostatnie kilka lat jest winda. Kawa, którą w końcu się napiłam smakowała jak kawa, a najzabawniej podsumowała to moja mama, która pewnie już zapomniała jak to jest mieć dwójkę dzieci, albo po prostu nigdy nie miała takich potrzeb. W każdym bądź razie, kiedy zadzwoniłam do niej po tym jak zaczęłam słyszeć własne myśli i chwalę się, że ide właśnie na kawę “sama ze sobą”, moja mama zapytała zdziwiona:
– A nie mogłaś się napić jej w domu???
I wszystko w tym temacie. Buziaki!