Zdjęcie z: stocksnap.io
Nie twierdzę, że dzieci mają nie mieć zabawek, ale z biegiem czasu dochodzę do wniosku, że iloma zabawkami mogą się bawić na raz. Jedną, dwoma, pięciom, a im więcej ich mają tym szybciej się nudzą i tym większy bałagan robią.
Kiedy oczekiwaliśmy dziecka, mój mąż stanowczo twierdził “ZERO zabawek”, kartka papieru powinna wystarczyć – mówił wtedy. Ja z kolei jako osoba nadwrażliwa na bodźce wzbraniałam się przed kolorem. Po czym okazało się, że nasze dziecko nie było dostatecznie stymulowane i trzeba było potem wieszać zabawki na high chair do wyrobienia odruchu chwytania, bo nie mieliśmy tzw, maty edukacyjnej.
Przy drugim dziecku już będę mądrzejsza. Oczywiście każdy przyjazd z Polski łączy się z tym, że kurier po naszym powrocie dowozi 20 kg paczkę z zabawkami dla Lucy (głównie prezenty od rodziny i znajomych).
Początkowo miało być tylko drewno, ale w którymś momencie wdarł się plastik i już tak zostało.
Poniższe punkty pochodzą z bloga, który widzę, że już nie jest aktualny, ale uważam, że artykuł nadal jest i odnosi się właśnie do korzyści jakie mają dzieci z mniejszej ilości zabawek.
- Dzieci uczą się być bardziej kreatywne.
- Dzieci rozwijają umiejętność przywiązywania dłuższej uwagi do jednej rzeczy.
- Dzieci nabywają lepszych umiejętności społecznych.
- Dzieci uczą się dbania o własne rzeczy.
- Dzieci stają się bardziej zaradne.
- Dzieci mniej się kłócą między sobą.
- Dzieci uczą się wytrwałości.
- Dzieci stają się mniej samolubne.
- Dzieci mają częściej do czynienia z naturą i większy szacunek dla niej.
- Dzieci uczą się czerpać zadowolenie z życia poza sklepem z zabawkami.
- Dzieci żyją w bardziej czystym i uporządkowanym otoczeniu.
Ps. I przypominam, że to nie dzieci je kupują, a my dorośli ostatecznie podejmujemy decyzję co zostaje, a co nie, a co na potem 😉