Zdjęcie z: https://stocksnap.io/
Kiedy byłam młoda, ciągle gdzieś pędziłam i kiedy mój ojciec poprosił mnie o coś odpowiadałam:
– Tato, ja nie mam teraz czasu.
Przy czym on za każdym razem cierpliwie-żartobliwie odpowiadał:
– Ja mam dwa, mogę ci jeden pożyczyć.
Dziś doskonale wiem co wtedy czuł i jeśli zapytacie mnie jaka jest dla mnie najważniejsza wartość moja odpowiedź jest CZAS i mimo, iż większość ludzi patrzy się na mnie kątem oka to śmiem twierdzić, że czas to jest wszystko co masz.
Moja fiksakcja czasem jest dość długa i dochodzę do wniosku, że to nie czas przemija, jak nam się wydaje, ale “my przemijamy w czasie”.
Pewnego dnia odkryłam w secondhandzie książkę, której autor miał czelność twierdzić, że życie ludzkie jest policzalne i tak np. założył sobie, że w XXI wieku (kiedy medycyna jest dość dobrze rozwinięta) ludzie żyją ok 80 lat stąd rachunek jest prosty 364 x 80=29,120 dni. Zaokrąglijmy to do 29.000, bo taki bodajże był tytuł tejże książki “29000 dni, co z nimi zrobisz?”
Od tego momentu nastąpił swego rodzaju przewrót w moim życiu, bowiem stwierdziłam, że każdy dzień jest przemijalny, ale policzalny i to ode mnie zależy co z nim zrobię.
Rzuciłam pracę i myślałam, że zyskam w ten sposób więcej czasu dla siebie i wiecie co?
Słońce tak samo wschodzi i zachodzi jak przedtem i doba nadal ma 24 godziny, czy pracuję, czy nie.
A poczucie czasu jest subiektywne i zależy od miejsca. Życie w Dublinie upływa mi bardzo szybko w porównaniu z miejscem zwanym “Betancurią”, gdzie czas stanął dla mnie w miejscu. Pewna Irlandka, która wyjechała 16 lat temu do Nowego Yorku i stwierdziła, że tam czas płynie jeszcze szybciej niż w Dublinie. Także osobie, która pochodzi z 200 tys. miasta – Dublin wydaje się szybki, a co tu dopiero mówić o Nowym Yorku, San Paulo, czy Tokio?!? Ech szkoda gadać, trzeba wyjechać gdzieś, gdzie stoi on w miejscu 😉 Chyba jestem za stara na Dubliński przepływ.
Mój przyjaciel ze studiów zwykł mawiać, że “czas nie istnieje, istnieją tylko wydarzenia w nim”.
Śmiem twierdzić, że istnieje, bowiem przemija, tylko, że ma dwa wymiary.
- Ten zewnętrzny, za oknem, który wschodzi i zachodzi każdego dnia i
- ten wewnętrzny, czysto subiektywny, który rozmywa się w tych wcześniej wspomnianych wydarzeniach.
Dużo mówię o “zarządzaniu czasem”, jednak czas płynął, płynie i będzie upływać, a zarządzać można co najwyżej sobą w nim.
Anna Mularczyk-Meyer we wstępie “Minimalizm po polsku. Czyli jak uczynić życie prostszym” pisze:
“Wolnym czasem dysponują tylko nieudacznicy albo ludzie bardzo zamożni.”
Zabawne, bo za osobę zamożną wcale się nie uważam, a czas MAM, czyli wychodzi na to, że jestem nieudacznikiem/nieudacznicą 😉