Zdjęcie z: stocksnap.io
Od kiedy pamiętam zawsze słyszałam to od swojej ciotki:
Pamiętaj w życiu trzeba być “niezależnym”.
I wiecie co? Ona jest, ja nie ;-(
Mój ojciec zanim zmarł mawiał:
– Jesteś najlepszą rzeczą, jaka przytrafiła mi się w życiu, ale nie wiem, czy cię odpowiednio do niego przygotowałem.
Dziś, kiedy jestem matką te słowa do mnie wracają, chociażby ostatnio:
– Przecież nie urodziłaś dziecka dla własnego komfortu, tylko dla świata i musisz je do tego świata przygotować, zanim Ciebie zabraknie.
Przerabiałam ten temat ostatnio i doszłam do wniosku, że jak ja mogę uczyć córki “bycia niezależną”, skoro sama nią nie jestem (podobnie z dyscypliną)
Tu ukłon w stronę koleżanek, które lata temu mi mówiły, że robię wszystko, by swoje dziecko od siebie uzależnić, a nie odwrotnie.
Moja sprzątaczka jest już babcią i u jednego z jej wnuków wykryto autyzm w wieku 3 lat. Wysyła więc dzieciom niemałe pieniądze na terapię trzy razy w tygodniu, a drugiemu (nowonarodzonemu) wnukowi pampersy i chusteczki higieniczne.
Moja przyjaciółka ostatnio stwierdziła, że dopóki rodzice pomagają dzieciom, dopóty dzieci nie dorosną, patrz niedojrzeją, patrz nie staną się niezależne i coś w tym jest, bo obie stwierdziłyśmy, że prawdziwe życie zaczęło się bez nich.
Dodała też, że jej córka jak tylko skończy 18-stkę ma się usamodzielnić.
Mój mąż stwierdził to samo i dodał, że proces usamodzielniania się to nie ta wspomniana właśnie 18-stka, ale całe życie i wychowanie od samego początku.