Zdjęcie z: stocksnap.io
Droga Kasiu z Worqshop,
Zanim przejdę do czytania świeżutkiego Weekendownika ustosunkuję się najpierw do Twojego wpisu odnośnie Level 10 life. Otóż…
Kilka lat temu byłam “headhunterką” i pewnie mogłabym być nią nadal, ale aktualnie mam zajęcie w byciu mamą w trybie slow. Zanim trafiłam pomiędzy “headhunterów”, studiowałam Human Resource, a wybrałam ten kierunek, bo miałam aspiracje do bycia “life coacherem”, jak większość osób zorientowanych na rozwój osobisty.
Podczas jednych life coach treningu przedstawiono mi “life balance circle”, to co w Ty opisujesz jako Level 10 life.
Idea była prosta, 8 dziedzin z życia, podzielić na 10 stopniową skalę i ocenić swoje miejsce i dążyć do zbalansowania koła. I teraz tak…
Muszę przyznać, że jeszcze kilka lat temu kręciło mnie planowanie, organizowanie i wyciskanie z życia jak najwięcej. Moje cele były podobne do Kary z Boho Berry bloga, czyli przebiec 5 km maraton, przebiec 10 km maraton, przebiec półmaraton itd.
Dodatkowo swoje koło równowagi wspierałam ulubionym wówczas i modnym trenerem rozwoju Brianem Tracy i jego podziałem na cele:
- długoterminowe
- średnioterminowe
- krótkoterminowe
- Oraz na fakt, że z danej dziedziny lepiej mieć 1 max 2 cele i pilnować się tego by były one:
Specific
Measurable
Achiveable
Realistic
Time based/framed
I…działało 😉
W pewnym momencie swojego życia zaczęłam starać się o dziecko i… wyhamowałam w tym swoim “busy life”.
Stałam się “slow”, “slow mummy” i tak jak piszesz warto mieć plan, ale warto też nie zapominać o tym jak wygląda niebieskie niebo, smakuje prosty posiłek zjedzony z najbliższymi i inne drobne przyjemności.
Jeszcze raz dziękuję Ci za to, że jesteś inspirujesz, motywujesz i odkurzasz te warstwy, które przykrył już czas
Pozdrawiam
Natalia