Nie będę ściemniać. Listopadowo się jakoś ostatnio zrobiło i choć za oknem świeci jeszcze słońce (w Dublinie) to poranki są chłodne, liście już opadły i powoli zaczynają gnić,a w powietrzu czuć wilgoć. No i kaczki nam odleciały do ciepłych krajów. Lipa, listopad nadszedł ;-(
Nasza strategia to:
Udawać, że tenże miesiąc nie istnieje i zacząć się powoli przygotowywać do Świąt, bowiem Grudzień będzie dla nas bardzo “busy”. Ps. Jak u Was z zimową garderobą? Gotowi już na deszcze i wiatry?
Mi 1 listopada kojarzy się właśnie ze zmianą garderoby na zimową, kiedy to cała rodzina spotyka się nad grobami wieczorową porą i potem idziemy razem na “rozgrzewającą” kolację z bigosem i sałatką wielowarzywną do babci.
Do babci, której już nie ma, z ojcem, którego już nie ma, do mieszkania, gdzie mieszka już ktoś inny. Tylko ta sałatka i tenże bigos jest do odtworzenia, ale to nie to samo.
Ach! Smutno się jakoś zrobiło. Reszta rodziny pewnie myśli to samo o mnie: “Fajnie, żeby Natalia tu była” ;-(