Fotografia: Marta Wincenty-Cichy
Ponieważ od kilku dni trwa czarny protest postanowiłam dołożyć i swoją cegiełkę.
- Primo, nie lubię jak osoby nie rodzące wypowiadają się na temat rodzenia i rodzicielstwa.
- Secundo, zwłaszcza jeśli nie mają okresu 😉
Poniżej historia mojego poczęcia, a właściwie poczęcia Lucy:
Endometrioza i laparoskopia I
Krótko po 30-tce, na wizycie kontrolej u ginekologa wykryto u mnie guza. Badania krwi, markery rakowe i laparoskopia wykluczyły raka, ale zdiagnozowano – endometriozę.Lekarz zaraz po przebudzeniu przyszedł oznajmić mi dobrą wiadomość:
– Ma pani szczęście, fałszywy alarm, to endometrioza. Radziłbym zacząć planować rodzinę albo brać hormony.
Chciałam się roześmiać i powiedzieć mu żartem:
– To niech pan zamknie drzwi popracujemy nad tą pierwszą opcją.
Nie miałam wyjścia. Ja, zagorzały singiel zaczęłam używać hormonów, sprzyjających endometriozie, a dokładnie powstrzymujących jej rozwój. Niby wszystko wróciło do normy, mój stan zdrowia, sytuacja życiowa, ale w głębi duszy nie byłam już tą samą osobą. Zaczęłam rozważać posiadanie potomstwa. Człowiek, w którym byłam szaleńczo zakochana nie chciał mieć dzieci, co więcej nie kwapił się nawet do czegoś poważniejszego jak wspólne mieszkanie, czy ślub. Rozstaliśmy się a ja po nim zaczęłam się rozglądać za tzw. odpowiednim kandydatem.
Partner
Po kilku latach poszukiwań znalazł się całkiem przypadkiem, odpowiedni partner do życia i kandydat na ojca. Człowiek inteligenty, mądry i odpowiedzialny, czego reszcie panom brakowało, może odrobinę młodszy i niższy ale…biorę pomyślałam wtedy;-)
Zabawne, że mój aktualny mąż pomyślał podobnie o mnie: „Może dużo pije i jest za dzika, ale wchodzę w to”.
Mój wybranek zaczął porządkować moje życie. Z jego wsparciem odeszłam z pracy, której nienawidziłam, zamieszkaliśmy w ładniejszej dzielnicy, wysłał mnie na studia, bowiem uparcie twierdził, że studia humanistyczne to jedna wielka pomyłka. Nasze życie układało się jakoś klocek po klocku, dzień po dniu, rok po roku.
Decyzja
W międzyczasie ja straciłam ojca, on z kolei mamę i … kiedy pewnej zimy wyjechaliśmy na narty. Pamiętam tylko jak zwijałam się z bólu o 5 nad ranem i chodziłam co 15 minut pod gorący prysznic, bo tylko on przynosił mi ulgę i…czekałam poranka, by zjeść śniadanie i połknąć wreszcie tę cholerną tabletkę przeciwbólową, albo nawet i dwie, bo po jakimś czasie używania ibuprofenu 400 nawet jedna pigułka nie działała. To był moment w którym pomyślałam, że trzeba coś z tym zrobić. Moment tzw. decyzji.
Po powrocie z tychże wakacji umówiłam się na wizytę kontrolną i usłyszałam:
– Przykro mi hormony przestały działać, musimy je zamienić na coś mocniejszego. Organizm się przyzwyczaił.
Po tym jak dostałam nowe hormony, czułam się paskudnie, pulsowała mi głowa i po miesięcu stwierdziłam: “Pierdolę to, wolę jak napieprza mnie jajnik niż głowa, rzucam je”.
Nie byłam pewna do końca czy dobrze robię, ale z zewnątrz znajomi, przyjaciele, rodzina upewniali mnie, iż ja wiem sama co jest dla mnie najlepsze. Zaczęły się naturalne starania o dziecko. (cdn).
Dziękuję, że mogłam przeczytać Pani historię (a właściwie, póki co – jej początek) przede wszystkim dlatego, że jest ona kolejnym głosem w zażartej walce o prawa kobiet i – w co wierzę – wraz z rozwojem wypadków ukaże ważną, osobistą perspektywę na macierzyństwo. Ale dziękuję też za to, że napisała Pani o chorobie, na temat której wiedza w społeczeństwie wciąż jest stosunkowo niska. Przypadłość ta utrudnia życie także mi, i choć cieszę się, że nie jest to nic , czasem odczuwam frustrację związaną z ogromnymi, powtarzającymi się dolegliwościami bólowymi i średnio efektywnym leczeniem. Mimo że zrozumiałam i popieram główną intencję Pani wypowiedzi, zamieszczonej na blogu pod hasłem “czarny protest”, piszę ten komentarz nie tylko jako kobieta pragnąca wyrazić swój sprzeciw wobec prób ograniczenia mojej wolności, ale także jako osoba, która poczuła się przez Panią po ludzku ZROZUMIANA.
*nic poważniejszego
Już dawno nie czytałam tak szczerego i płynącego prosto z serca komentarza. Łączę się w bólu ;-(
Może w weekend uda mi się napisać coś dłuższego, jak będą posiłki do opieki nad małą. Cieplutko pozdrawiam i GŁOWA DO GÓRY!
Koniecznie poproszę o ciąg dalszy, natychmiast ! 🙂 Też cierpię ( CIERPIĘ !!! ) na endometrioze, co może nie jest głównym tematem w sprawie o którą nam wszystkim chodzi ale jakoś mi się wreszcie, no normalnie, ” bratnioduszo ” zrobiło 🙂 Tak więc trzymam kciuki za posiłki
Ciąg dalszy jest w poście In Vitro (link w “cdn”,na koniec tekstu );-)
Ale widzę, że jest nas więcej więc będę temat kontytuować. Miłego weekendu!