Tak bardzo sprężaliśmy się z mężem, żeby łóżeczko było: wygodne, praktyczne, estetyczne (wpasowywało się do sypialni) itd.Szukaliśmy idealnego łóżka miesiącami przez internet, na stronach w używanymi rzeczami, w sklepach dziecięcych.A im bardziej zbliżał się dzień porodu, tym bardziej stresowałam się, że dziecko nie będzie miało gdzie spać.
Pewnego dnia, przy okazji szukania wózka łóżeczko samo się znalazło, a właściwie kołyska. Dosłownie wymarzona: zgrabna, praktyczna, biała (pasująca do mebli w sypialni) wprost cudo i ideał dla nas.
Fakt, że tylko na 6 miesięcy nie zrażał nas wcale, ani cena, za którą moglibyśmy kupić drugi wózek, bo do kołyski trzeba było dokupić: materacyk (polecany zawsze nowy), protector na materac, pościel x2 komplety, ochraniacz ( który poszedł w odstawkę jako pierwszy ze względów bezpieczeństwa).
Jak tylko mała się urodziła położyli ją przy mnie w szklanym, szpitalnym łóżeczku. Biedactwo w ciągu dnia, kiedy był tatuś, była cicho, ale jak tylko wygonili tatusia i położyli małą spać zaczął się koszmar. Mała płakała prawie całą noc, a położna nie pozwoliła mi spać z dzieckiem ze względów bezpieczeństwa:
– Szpitalne łóżka są za wąskie – mówiła.
Na szczęście, tylko nastała noc, zmieniła się położna i zmieniło się też podejście, na dobre. Nowa położna wyciągnęła dziecko ze szklanego łóżeczka i powiedziała:
– Masz przytul ją, ona zna tylko ciebie, przez 9 miesięcy byłyście razem, a dziś was rozdzielono.
To była najsłodsza rzecz jaką mogłam usłyszeć i od tej pory nastał pokój, dziecko spało ze mną i śpi do tej pory.
Po powrocie ze szpitala próbowaliśmy położyć ją w wymarzonej, drogiej kołysce i czasem nam się to udawało.
Jednak tendencja by czuć ciepło, zapach i głos mamy została. Nawet zabiegi by ułożyć kołyskę pod kątem, by mała nie ulewała nie mogły konkurować z matczynym ramieniem i tak do tej pory najmniejszy domownik zajmuje największe łóżko, a koleżanka, która mówiła mi wcześniej:
-Nie kupuj drogiego łóżeczka, bo nie masz gwarancji, że mała będzie w nim spała – śmieje się.
Tatuś zaś twierdzi, że dziecko odziedziczyło po mamusi diagonalną pozycję, a reszta matek, że to kwestia treningu i krzywdzę samą siebie pozwalając jej na to i mówią:
– Zobaczysz obwinie sobie was wokół palca.
Popytałam, poczytałam i okazuje się, że zwykłe podążanie za instynktem macierzyńskim i spanie z dzieckiem nazywa się w teorii współspaniem lub co-sleepingiem. A jak jest u Was? Nadal śpicie z dzieckiem? Ja mam zamiar spać razem dopóki karmię piersią.
A to też zależy od dziecka. Moja starsza do 18 by chciała spać z nami a młodsza już takiego parcia nie miała. Z drugiej strony starszą przytulanie “na jawie” parzy a młodsza by wisiała bez przerwy. Potem jak już się z dzieckiem nie śpi to się za tym tęskni…… Ale jak już na tyle duże że wykopuje rodziców z łóżka to się inaczej nie da ?
Elu, po pierwsze dzięki za zostawienie pierwszego komentarza na blogu, a po drugie za przypomnienie mi, że kiedyś mi będzie tego brakować;-)Buziaki!
Każde dzieciątko jest inne, i każde ma inne potrzeby. Nasza starsza córeczka spała z nami przez ponad 4 lata – tak było od początku i do tej pory do nas przychodzi:) a nasz 5-cio miesięczny synek śpi najszczęśliwszy w świecie w swoim ( odziedziczonym po siostrze – prawie nieużywanym) łóżeczku:) dwoje dzieci tych samych rodziców a jakże inne:)
Karolino, bardzo dziękuję Ci za ten komentarz. Będę miała na uwadze Twoje, a także Eli słowa, że przychodzi taki moment w życiu, że ci tego brakuje;-) Enjoy your maternity time!